dzien 6 – 2008

przez | 20 kwietnia 2008

20 kwietnia 2008r. Dziś wczesna pobudka i bez śniadania pomykamy na lotnisko, na którym meldujemy się o 7:15. Przystępujemy do ostatecznych prac nad modelem. Pogoda słoneczna, w ciągu dnia ma być ponad 20°C, ale w tej chwili jest bardzo zimno, poniżej 10°C. Na briefingu organizatorzy chwalą ekipy za bezpieczne wczorajsze latanie. Odprawa nie trwa długo, rozpoczyna się pierwsza kolejka lotów. W tym czasie kończymy remont modeli. Marcin wzmacnia złamaną belkę ogonową z wykorzystaniem taśmy klejącej i czterech rurek węglowych. Robimy próbę silnika. Wszystko OK. Zakładamy koszulki Politechniki Poznańskiej i PLL Lot i robimy sobie zdjęcia z modelem. Trzeba je zrobić dopóki model jest w jednym kawałku, potem mogłoby być za późno. O 9:15 model idzie na start. Jest jeszcze w miarę chłodno, powietrze jest spokojne, nie ma powiewów termiki ani większego wiatru. Rozbieg jest spokojny, w odpowiednim momencie Tomek ściąga drążek i model idzie w górę. Od początku widać, że jest o wiele lepiej niż poprzednio; model ma wystarczającą moc, dziarsko rwie do góry, jest sterowny. Tomek robi krąg, podchodzi do lądowania. Niestety przyziemia się po północnej stronie pasa na trawie. Z tego względu lot nie zostaje zaliczony do klasyfikacji punktowej. Ale i tak zadowolenie jest wielkie. Widać radość na twarzach członków ekipy, wysiłek poprzedniego wieczoru nie poszedł na marne. Model poklejony żywicą, z połatanymi skrzydłami, ze sklejkową wręgą – lata bardzo ładnie. Wreszcie po locie nie musimy myśleć o remoncie. Zlewamy paliwo z silnika i czekamy na kolejną kolejkę. W międzyczasie dostajemy na papierze uwagi dotyczące prezentacji z piątku. Model jest w niej określany jako unique design – cokolwiek miałoby to znaczyć. Presentation was very proffesional and easy to follow – napisał David Trawinski. Na kartce z uwagami jest sporo informacji dotyczących zasad punktacji – przyda się to do przygotowania profesjonalnej prezentacji na przyszłoroczne zawody, wychodzącej naprzeciw oczekiwaniom komisji.

Nadchodzi kolejka lotów #8. Tankujemy model i ustawiamy się wśród ekip oczekujących na start. Zaczyna wiać silny boczny wiatr. Na tyle silny, że organizatorzy odsuwają widzów od płotka przy pasie. O 10:33 model jest gotów. Pierwszy start przerwany – problem z utrzymaniem kierunku z uwagi na boczny wiatr. Mamy dosyć małą powierzchnię steru kierunku, trzeba na to zwrócić uwagę w kolejnych zawodach. Druga próba udana, chociaż model szoruje skrzydłem po ziemi. Tomek odrywa się, robi krąg. Widać, że model lata bardzo ładnie. Problem tylko z bocznym wiatrem, który bardzo skraca czas przebycia drogi między III a IV zakrętem. Tomek wychodzi na prostą. Model prawidłowo przyziemia, ale na dobiegu wypada z pasa, łamie usterzenie pionowe oraz śmigło i zgina goleń przedniego podwozia. Próba niestety znów niezaliczona.

Uszkodzenia okazują się być bardzo drobne. 20 minut później model jest znów ready to flight (and fight :-). Trwają starty klasy Regular. Boczny wiatr powoduje, iż jeden model traci kierunek na rozbiegu i wbija się w płot, tuż obok dwójki siedzących policjantów. Ewidentny zamach na władzę. Pojawia się niepokojąca informacja. Komentator stwierdza, iż to już ostatnia kolejka klasy Regular. Nie dostalibyśmy w tym wypadku szansy na kolejny start. Jednak zaraz informacja jest dementowana – trwają obrady jury. Po chwili pojawia się korzystna wiadomość – będzie jeszcze jedna kolejka klasy Regular. Westchnienie ulgi, ale także pojawia się świadomość, iż jest to ostatnia szansa na punktowany lot. Odpowiedzialność ogromna spoczywa na pilocie. Reszta zrobiła co mogła, teraz już pozostaje patrzeć na wysiłki pilota. Biedny Tomek – stara się ukryć zdenerwowanie, ale przecież ma świadomość, że on niego zależy pierwszy w historii wynik Politechniki Poznańskiej w zawodach SAE AeroDesign.

Jest znów mały problem z golenią przedniego przedniego kółka. Trwa gorączkowa naprawa. Następnie robimy próbę silnika i idziemy na start – nasz ostatni w zawodach SAE AeroDesign East 2008. Trwają starty klasy Micro. Jeden model przeciąga po starcie a następnie z hukiem i trzaskiem wbija się w beton pasa startowego. Zaczyna się termika, wiatr z tego powodu robi się zmienny. Trzeba przyznać, że w liczebności kraks te zawody pobijają nawet Air Combat, gdzie trup ściele się gęsto. Z drugiej strony tempo z jakim modele wracają do stanu używalności jest imponujące. Rozpoczyna się ostatnia kolejka klasy Regular. Pierwszemu modelowi obcina silnik po starcie, kapotuje przy próbie lądowania bez silnika. Znów zaczyna wiać boczny wiatr. Drugi model wypada z pasa na rozbiegu. Kolejna próba startu też kończy się utratą kierunku. Trzecia – postawieniem modelu na nos na pasie. W tym momencie zaczyna wiać silniej – ewidentnie przejście komina termicznego. Trzeci model odrywa się co prawda od pasa, ale rozbija chwilę później. Na pas wędruje czwarty model. Start wydaje się być udany – ale kraksa też jest efektowna. Po przeciągnięciu na metrze nad pasem, rozbija się i kręci cyrkla. Piąty model startuje – odrywa się, ale czerwona flaga – przekroczona długość rozbiegu. 4 sekundy później rozbija się na przedłużeniu osi pasa. Szósty model – start udany, lądowanie też, ale wypada z pasa – czerwona flaga, lot niezaliczony. Siódmy wypada z pasa na rozbiegu. Ósmy – start udany, ale nie chce lecieć; spadek mocy albo zbyt duży ciężar, rozbija się w rejonie pierwszego zakrętu. Dziewiąty start udany, choć z odbiciem, idzie po ziemi, ale wygrzebuje się. Pierwsze udane lądowanie i zaliczony lot.

Kolejny model – to nasz. Jest 12:02. Pierwszy rozbieg zakończony utratą kierunku. Drugi już udany – model bardzo szybko znajduje się w powietrzu. Widać, że ma nadmiar mocy, dźwignąłby dużo więcej. Lot stabilny, bardzo poprawny. Tomek rozciąga krąg żeby mieć więcej czasu na boku z wiatrem. Wychodzi na prostą, wszystko jest OK. Ale przy lądowaniu znów wieje, model znosi na stronę południową, Tomek próbuje walczyć, ale przyziemienie następuje na trawie, model robi cyrkiel – lot niezaliczony … Następny model – start udany, ale czerwona flaga przy starcie, lot niezaliczony. Model dwunasty – start udany, rozbija się tuż po starcie. Trzynasty crash’uje w okolicach drugiego zakrętu. Czternasty na boku z wiatrem traci stateczność, rozbija się bardzo widowiskowo. Piętnasty przerywa rozbieg – czerwona flaga, przekroczenie długości rozbiegu. Szesnasty po pierwszym nieudanym podejściu rozbija się w rejonie czwartego zakrętu wzbijając chmurę kurzu. Siedemnasty – model Politechniki Warszawskiej – traci kierunek na rozbiegu. Drugi start udany – ale widać, że model jest strasznie obciążony, leci na granicy prędkości przeciągnięcia. Wpada w klasyczny korkociąg w rejonie drugiego zakrętu. Osiemnasty – chyba problemy z silnikiem, nie może nabrać prędkości na pasie i przerywa rozbieg. Dziewiętnasty wypada z pasa na rozbiegu i dramatycznie kapotuje. Pole usiane jest wrakami modeli. Ostatni, dwudziesty model w klasie Regular odrywa się już za wymaganym dystansem, przerywa start i wypada z pasa. Ekipa biegnie po niego i próbuje startu jeszcze raz. Lot jest dramatyczny, na granicy przeciągnięcia. Szczęśliwie ląduje jednak na pasie – lot zaliczony. Z dwudziestu modeli, w ostatniej kolejce, tylko dwa wykonały udany, zaliczany lot.

Siadamy na słoneczku, bierzemy do ręki pizzę, którą organizatorzy przygotowali na dzisiejszy lunch. Trwają jeszcze starty w ramach ostatniej kolejki klasy Open. Jeden z modeli dramatycznie rozbija się po awarii jednego z dwóch silników. Już nie rozmawiamy o locie. Nie ma siły. Po wielkim wysiłku włożonym w zawody przez ostatnie kilka dni, a także kilka ostatnich miesięcy, czas na odreagowanie emocji. Ale co najważniejsze – nie wspominamy tego, co było – rozmowy koncentrują się raczej na tym co trzeba będzie w modelu poprawić, aby w przyszłym roku było znacznie lepiej. To bardzo optymistyczne.

Jak ocenić nasz start? W wymiarze uzyskanego wyniku – wypadliśmy blado. Z drugiej strony był to nasz pierwszy start w zawodach – zbieraliśmy doświadczenia i uczyliśmy się na błędach. Po dwóch kraksach z pierwszego dnia włożyliśmy ogrom pracy w zniszczone modele. Efekt był imponujący – model latał poprawnie, wykonał trzy udane loty. Utraty kierunku na dobiegu uniemożliwiły zaliczenie lotów w klasyfikacji, ale wykazały, iż model zaprojektowany był prawidłowo. Udźwignęliśmy 5.5 kg, a model odrywał się po kilkunastu metrach rozbiegu, co świadczy o możliwościach, jakie posiada. Zwycięska drużyna podniosła 11.5 kg – to na pewno było w zakresie możliwości modelu. Zabrakło czasu na spokojny trening. Tomek w Polsce wykonał zaledwie jeden lot i to w zupełnie odmiennych warunkach pogodowych. Obecnie już dokładnie wiemy, jakie są najważniejsze problemy związane z eksploatacją modelu na zawodach w związku z wymogami regulaminowymi i charakterystycznymi warunkami atmosferycznymi. Dużo nauczyliśmy się patrząc na katastrofy i problemy innych ekip. Jak na pierwszy raz i bardzo krótki czas przygotowań i tak jesteśmy zadowoleni. Mamy nadzieję, iż zdobyte doświadczenia zostaną z powodzeniem wykorzystane przez reprezentację Politechniki Poznańskiej w kolejnych zawodach SAE AeroDesign. Choć ekipa warszawska startowała we wschodniej i zachodniej edycji konkursu (część ekipy spędziła w USA nawet 3 tygodnie), a jednocześnie prezentowała się z dwoma modelami w klasie Micro i Regular, warto zauważyć, iż budżet był ponad pięciokrotnie większy od poznańskiego. Przez ekipę poznańską przewinęło się 7 studentów, z których 5 wyleciało do USA. Ekipa SAE Politechniki Warszawskiej to 30-40 osób. Porównując z pozostałymi ekipami stwierdziliśmy, że jesteśmy chyba najmniej liczną ekipą – micro, jak stwierdzili warszawiacy. Powoli składamy stanowisko, nie ma już pospiechu. Przeprowadzamy wywiad na potrzeby filmu z kierownikiem lotów Christopherem Dowell’em i dyrektorem Lonnie’m Dong’iem.

Zaczyna się oficjalne zakończenie zawodów. Trwa to długo, a słońce mocno przypieka. Trzy klasy, zatem sporo nagród w kilku klasyfikacjach. Dominują drużyny brazylijskie i amerykańskie. Na oficjalnej stronie zawodów SAE AeroDesign East 2008 można znaleźć tabele oficjalnych wyników oraz przyznanych wyróżnień. Ostatecznie statuetkę za największy udźwignięty ciężar (25.55 funtów) w klasie Regular odbiera ekipa brazylijska Centro Federal de Educaçăo Tecnológica. Prosimy o słowo do kamery pilota – niestety mówi tylko po portugalsku. Na szczęście ich opiekun naukowy jest bardziej wygadany i to w zrozumiałym dla nas języku. Nagrodę za pierwsze miejsce (suma punktów z prezentacji, raportu technicznego i udźwigniętego w locie ładunku) odbiera drużyna amerykańska LeTourneau University. Rozmawiamy z pilotem. To ich 5 występ w SAE, nigdy wcześniej nie wygrali. Model udźwignął 11.5 kg. Opowiada o samej konstrukcji i czasie budowy modelu. Podkreśla zasługi drużyny w jego powstaniu. Gratulujemy zwycięstwa i życzymy dalszych sukcesów. Organizatorzy zapraszają na pas drużyny z modelami. Wspólne zdjęcia i chwila dla prasy. Jest też pokaz akrobacji modelu samolotu akrobacyjnego. Po zamknięciu ceremonii ustawiamy się jeszcze z modelami na pasie wraz z kolegami z Politechniki Warszawskiej. Oni również nie mogą zaliczyć startu do udanych. 4. miejsce w klasie Micro i 7. w Regular to poniżej ich oczekiwań, było nie było ekipa starych wyjadaczy na tych zawodach. Wzajemną współpracę oceniamy bardzo dobrze – nasze stanowiska znajdowały się obok siebie, udzielaliśmy sobie pomocy gdy zachodziła taka potrzeba, kibicowaliśmy wzajemnie i dodawaliśmy zapału. Rozstajemy się z nadzieją spotkania na przyszłorocznych zawodach, a może nawet wcześniej. Wracamy do hotelu. Studenci padają jak muchy na łóżka, choć to popołudnie. Ostatnie dni dały się mocno we znaki, ciągła mobilizacja, działanie pod presją czasu, stres i wielkie emocje. Wszystko to powoduje, że czujemy się wyzuci i zmęczeni. Ale też jednocześnie odczuwamy satysfakcję, iż dane nam było uczestniczyć w zawodach SAE AeroDesign jako pierwszej w historii ekipie z Politechniki Poznańskiej. Kończąc dzisiejszą relację przedstawmy jeszcze plan na najbliższe dni. W poniedziałek pakujemy modele w skrzynie i zlecamy ich wysłanie DHL’em do Polski. Być może uda się nam jeszcze odwiedzić śródmieście Atlanty – do tej pory nie mieliśmy na to czasu. We wtorek z samego rana ruszamy w trasę w poprzek Ameryki – znów ponad 1000 km, tym razem do Chicago. Tam nocujemy w polskiej parafii, z której pożyczyliśmy samochód. W środę wieczorem wylatujemy do Polski. Być może uda nam się jeszcze przed południem wjechać na Hancock Tower. W Warszawie lądujemy w czwartkowe przedpołudnie by następnie koło południa po przelocie Warszawa-Poznań zameldować się w Poznaniu. Przed wyjazdem wydawało nam się, że czasu będzie sporo. Teraz okazało się, iż liczba dni wyliczona była idealnie. Gdyby gdziekolwiek wystąpił jakikolwiek poślizg, nie udało by się nam zrealizować wszystkich zadań wyjazdu. Popołudniu mamy wreszcie trochę wolnego czasu. Msza święta w kościele pw. Świętej Rodziny w Mariettcie jest głęboki przeżyciem. Pomimo drobnych i nieznaczących różnic sama liturgia jest jednak bardzo zbliżona do polskiej. Wieczorem nie podsumujemy udziału w zawodach lampką kalifornijskiego wina – prawo stanowe zabrania sprzedaży alkoholu w niedzielę. A przydałoby się; spaleni amerykańskim słońcem i opaleni na czerwono po dwóch dniach na lotnisku czujemy się wyzuci ze wszystkich sił. Pozdrawiamy i odpoczywamy po trudach zawodów.

Zobacz galerię zdjęć z 20.IV.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.