dzien 7 – 2009

przez | 9 marca 2009

2009-03-09 21:30

Po kilku miesiącach zabiegów, ostatnich tygodniach ciężkiej pracy i dniach pełnych stresu powoli schodzi napięcie. Jednakowoż pozostała nam jeszcze jedna, związana z udziałem w zawodach, czynność do wypełnienia, a mianowicie wysłanie modelu do Polski. „Rdzeń zeszłorocznej ekipy” (czyli Wojtek, Marcin i Bartek) jadą do polskiej parafii zapakować w skrzynię modele, skrzynki ze sprzętem, materiały (sklejki, kleje, śruby itp). Tym razem po konsultacji z Julianem Oziemkowskim z DHL’u wybieramy opcję zlecenia odbioru przesyłki przez DHL z parafii, nie popełniamy zeszłorocznego błędu, który skutkował niemal 2 miesięcznym czasem przesyłki. Upewniamy się co do obecności karnetu ATA … i zamykamy skrzynię. Miejmy nadzieję, iż tym razem model nie będzie błądził – w tym roku ma nawet szansę być w Polsce przed nami – jeśli oczywiście przebędzie Atlantyk równie szybko jak przed tygodniem.

Jest też już powoli czas na inne zajęcia. Radek z Piotrem odwiedzają Marka Małolepszego w firmie Gulfstream na Long Beech. Po południu całą ekipą jedziemy do Burbank, a potem przez Glendale i La Canada Flintridge ruszamy drogą #2 w góry San Gabriel Mountains. Droga bardzo malowniczo pnie się zakrętami w górę. Niektóre ze znaków drogowych są wielokrotnie przestrzelone – zwyczaj typowy dla pewnych krajów południowej Europy – i też obserwowany na terenach górskich – ech ci górale i ich fantazja 🙂

Dojeżdżamy do trawersu góry Mt Wilson. Dalej nie ma sensu jechać – kilkadziesiąt metrów wyżej zalega gruba warstwa chmur, dodatkowo mamy informacje, iż droga jest zamknięta i nie przejedziemy nią na pustynię Mojave, co było naszym pierwotnym celem. Dziś już w takim razie nie zobaczymy szczytów Twin Peaks.

Ruszamy w stronę Mt Wilson. Na poboczach zalega śnieg, nie dziwią zatem napisy ostrzegające, iż łańcuchy na koła mogą być w tej okolicy niezbędne w różnych porach roku. Jedziemy w gęstej mgle, niestety na końcu drogi znajdujemy tylko zabudowania obserwatorium. Temperatura niska – było nie było dopiero co skończył się luty, a my jesteśmy na wysokości ponad 1500m. Wracamy na dół, do krainy palm, kaktusów i słońca. Trzeba przyznać, bardzo urozmaiconą okolicę mają tubylcy. Godzina drogi wystarcza by ze słonecznej plaży Santa Monica przenieść się na pokryte śniegiem stoki Mt Wilson.

Na dole rzucamy jeszcze okiem do sklepów. Wysoki kurs dolara nie daje złudzeń – to nie ta siła nabywcza, którą mieliśmy w zeszłym roku, w czasach dolara za 2,2 zł … ech, to se ne vrati … aż się łezka w oku kręci.

Pozostaje jeszcze kilka dni do wylotu. W planach m.in. parki narodowe Sequoia i Kings Canyon. Plany dłuższych wyjazdów niweczą potężne odległości i brak czasu. Zresztą jest jeszcze przed sezonem, musimy sprawdzić dostępność poszczególnych dróg. Pozdrawiamy z ciepłej i słonecznej z jednej strony, z drugiej zimnej i mglistej – Kalifornii.