dzień 9 – 2008

przez | 23 kwietnia 2008

23 kwietnia 2008r. Środa – ostatni dzień pobytu w USA. Rano Radek wyskakuje jeszcze na pobliskie lotnisko do sklepu z akcesoriami lotniczymi – takich jak ten, jeden z tysięcy w USA, jest w Polsce jak na lekarstwo. Jemy śniadanie w polskim domu parafialnym – wreszcie odmiana w porównaniu ze śniadaniami w Best Western Hotel w Acworth. Przy okazji dygresja z branży budowlanej. Zdecydowana większość amerykańskich domów powstaje w technologii szkieletowej drewnianej. Tempo wznoszenia jest ekspresowe. Domy te bardzo dobrze prezentują się z zewnątrz jak i wewnątrz, dzięki zastosowaniu różnych materiałów wykończeniowych. Gdyby nie pewność co do ich szkieletowej konstrukcji w wielu wypadkach można by podejrzewać, iż są wykonane w technologii tradycyjnej murowanej. Jednak najciekawszym jest fakt stosowania technologii łączącej spojenia płyt gipsowych, która nie skutkuje żadnymi pęknięciami! Spośród kilku budynków, które mieliśmy okazję oglądać od wewnątrz, w żadnym nie było widać choćby jednego śladu pęknięcia na spojeniu płyt gipsowo-kartonowych. Żegnamy się z księdzem proboszczem, wręczamy tabliczkę pamiątkową Aeroklubu Poznańskiego. Po Chicago będzie z nami jeździł pan Wojtek Bykowski, od 14 lat w USA. W BestBuy’u dokonujemy ostatnich zakupów. Marcin Raul zaciąga nas do księgarni uniwersyteckiej – poluje na jakąś nieosiągalną książkę. Wychodzi zdegustowany, jak twierdzi – większy wybór jest w księgarni technicznej na ul. Półwiejskiej. Przejeżdżamy przez centrum kierując się do John Hancock Tower. Największe wrażenie robi jezioro Michigan, bardziej przypominające morze – drugiego brzegu nie widać nawet z 94 piętra John Hancock Tower. Parkujemy samochód na parkingu wielopoziomowym, na którym obsługa odbiera nam kluczyki i wywozi windą auto gdzieś na górę. W John Hancock Tower kupujemy bilety na taras widokowy. Jak się okazuje, proboszcz wyposażył pana Wojtka w odpowiednią ilość gotówki, i teraz nie pozwala on nam samemu płacić za bilety wstępu i parking. Na 94 piętro John Hancock Tower wjeżdżamy windą w przeciągu bodaj 40 sekund, aż strzyka w uszach. 1000 feet, jak podaje przewodnik. Widok z góry imponujący. Z jednej strony wody jeziora Michigan, z drugiej Chicago downtown skyscrapers, z trzeciej i czwartej dzielnice suburban z niską zabudową. Lotnisko Meigs Field już zaorane i obsiane trawą – dla lotników przykry widok – któż nie startował z tego lotniska na Microsoft Flight Simulator’ze? Ciekawa jest stacja uzdatniania wody położona na sztucznym półwyspie. Drugiego brzegu jeziora Michigan nie widać. Na jeziorze widoczne wieże – punkty poboru wody z jeziora Michigan. Na dachach wieżowców oprócz urządzeń instalacji klimatyzacyjnych także baseny kąpielowe. Widok naprawdę interesujący. Robimy sobie zdjęcia na tle drapaczy chmur – to najlepsze tło uwiarygodniające nasz pobyt w USA. Potem jeszcze fotki z wykorzystaniem potężnego dwuteownika imitującego belkę konstrukcyjną na budowie Hancock Tower – w tle widok ziemi z 300 metrowej wysokości. I drugie ujęcie – za warstwą szkła wózek służący do mycia szyb wraz z akcesoriami: szczotką, wiaderkiem, gąbką; w tle drapacze Chicago. Wchodzimy i strzelamy sobie fotkę – będzie dowód naszej nielegalnej pracy w USA

.

Po zjechaniu na parter (znów strzyka w uszach i buja windą) kupujemy pocztówki i znaczki, wypełniamy i wysyłamy do Polski. Do pomnika Kościuszki już dziś nie dotrzemy. Ruszamy w końcu na lotnisko Chicago O’Hare. Pan Wojtek podwozi nas do terminalu 5. Zdajemy główny bagaż i idziemy na ostatniego – podczas tego pobytu w Ameryce – hamburgera w MacDonald’zie. Niektórzy zarzekają się, że nie wezmą przez najbliższy rok amerykańskich fast food’ów do ust – do czasu kolejnych zawodów SAE (w Teksasie albo Kaliforni). Inni obiecują intensywny trening na siłowni lub basenie w ciągu najbliższych dni – dla kowersji skonsumowanych protein w mięśnie, a nie w brzuch. Rozmawiamy jeszcze chwilę z panem Wojtkiem. Okazał się on dla nas źródłem wielu cennych informacji o realiach USA. Żegnamy się z nim i przechodzimy do odprawy. Z okna gate number 3 widzimy samolot LOT’u, którym polecimy – Boeing 767-200ER Gniezno. O 16:45 rozpoczyna się wpuszczanie na pokład samolotu. Na pokładzie jesteśmy o 17:00. Przed nami 9 godzin lotu. Personel pokładowy przypomina o konieczności wyłączenia urządzeń elektronicznych. Niniejszym kończymy zatem relacje redagowane na terenie USA. Do zobaczenia w Polsce!

Zobacz galerię zdjęć z dni 21-24.IV.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.